powrótSzpital „Lazaret” / Konstancin-Jeziorna

Ranni powstańcy ewakuowani z Warszawy trafiali do szpitali w gminach połozonych poza granicami miasta. Całą podwarszawską służbą sanitarną - na terenie powiatu warszawskiego - kierował dr Jan Dorożyński ps. „Adam” – szef sanitarny VII Obwodu „Obroża” Okręgu Warszawskiego AK.

W Mirkowie (w 1969 r. osada ta została włączona do Konstancina-Jeziorny) w fabryce papieru zorganizowano szpital powstańczy „Lazaret”. Personel stanowiły służby medyczno-sanitarne Batalionu im. gen. Czesława Mączyńskiego.

Fragment wspomnień sanitariuszki tego szpitala, Barbary Kulińskiej (z d. Żugajewicz) ps. „Zula”(Archiwum Historii Mówionej Muzeum Powstania Warszawskiego, 2006):

Szpital był zorganizowany w Zakładach Mirkowskich?

Tak, dokładnie w mieszkaniu pana doktora Blusiewicza, który był lekarzem jeszcze tutaj w okresie okupacji. Nie wiem, może jeszcze nawet przed wojną, ale tego dokładnie nie wiem, na pewno w okresie okupacji. Tam dostaliśmy do dyspozycji całe jego mieszkanie, jednocześnie z lokalem okupacyjnej i nawet chyba przedwojennej Kasy Chorych, bo kiedyś to były Kasy Chorych. Kasa Chorych równa się przychodni lekarskiej w tej chwili. Tam było jako tako to wszystko, nie [było miejsca] aż na tylu rannych, którzy umierali na rękach.

Proszę powiedzieć, jak pani minęły pierwsze dni Powstania?

Minęły, właściwie to nie było czasu na zastanawianie się, jak to mija. Trzeba było pracować, pracować, pracować. Pracować opatrując chorych. Przy mnie, jak to się popularnie mówi: na moich rękach, umarło moich dwóch kolegów, braci zresztą rodzonych, jeden z nich dostał postrzał w jamę brzuszną, właśnie tutaj za rzeką, kiedy forsowano rzekę. Nie zginął, tylko przewieziony został do szpitala i my jego opatrywałyśmy, ale to była sprawa beznadziejna. Drugi dostał gdzieś w głowę kulkę, też była sprawa beznadziejna. Natomiast nie zapomnę Henia, który umierał na moich rękach, i miał medalik blaszany, kiedyś przecież nie było ani srebra, ani złota, nikt nie nosił, zwłaszcza młodzież. Na szyi miał medalik blaszany i mówi: „Słuchaj, zdejmij ten medalik, bo ja wiem, że umrę i zanieś go mojej mamie, tylko nie mów o mnie źle.” To było okropne”.